czwartek, 17 stycznia 2013

XI Hangover


Chłopak rozłączył się i szybko zapisał adres dziewczyny w kopiach roboczych. Było mu żal Liam'a więc jak najszybciej ruszył przed siebie. Skręcając w inną uliczkę ostatni raz spojrzał na jej dom. Wyobraził sobie jak słodko musi wyglądać gdy śpi.


 Nie dość, że dopiero co  obudziły ją hałasy dochodzące z podwórka, to jeszcze zaatakował ją okropny ból głowy. Postanowiła sprawdzić co się tam dzieje. Zaparła się ręką o duże łóżko i już chciała zrobić krok do przodu, gdy nagle ni stąd ni zowąd przywitała się z podłogą. Teraz już była pewna . Miała okropnego kaca.  Złapała się krawędzi łóżka i doczołgała do drzwi balkonowych. Wychyliła lekko głowę zza framugi tak by nikt z rodziny nie zobaczył jej w takim stanie. Co prawda sama jeszcze nie wiedziała jak wygląda, ale była pewna, że nie jest to przyjemny widok. W przeciwieństwie do tego co teraz widziała. Po ogrodzie latały dwie małe pociechy, które kochała nad życie. A za nimi nie kto inny jak ... TATUŚ?! ; O. Sandra wybuchła głośnym śmiechem, ale po pierwszym dźwięku, który wydała chwyciła się za głowę. Sprawiło jej to nie wyobrażalny ból. Jeszcze nigdy nie miała takiego kaca jak ten! Właściwie to nawet nie wie jak się do tego stanu doprowadziła. Kompletnie nic nie pamiętała. Modliła się o to, by którekolwiek z jej wspomnień wróciło. Wiedziała, że stało się coś ważnego, ale nie wiedziała co.  Nie chciała sobie zaprzątać tym głowy. Bo w końcu co takiego mogło się stać ? Jej wzrok po raz kolejny powędrował na szczęśliwą rodzinkę. Była ciekawa czemu Mateusz bawi się z dziećmi zamiast pracować w kancelarii . Powoli ‘ chwyciła się ’ ściany i trzymając się jej, powędrowała do prywatnej łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała w lustro.
 “ Świetnie ! Z powodzeniem mogę straszyć w London Dungeon ...”.
 Zobaczyła w nim jakieś rozczochrane coś w rozmazanym makijażu i do tego wszystkiego w brudnej sukience. Najdziwniejsze było dla niej to, że miała na sobie męską bluzę. Znała, każdy ciuch swojego chłopaka więc była pewna, że nie należy ona do Briana.
“ A może jednak kupił nową... “
Przypomniała sobie jak wylądowała w wodzie, a na jej twarzy samoczynnie pojawił się szeroki uśmiech.
“ Ale czemu ? Kto wtedy ze mną był ? Brian? Pewnie dowiem się od znajomych o tym jak pięknie i z gracją  wylądowałam  w stawie. Przynajmniej ludzie będą mieli o czym mówić.“
Dziewczyna wzięła szybki prysznic, wysuszyła włosy i ubrała to co wpadło jej w dłoń gdy otworzyła szafę. Włosy upięła w luźnego koczka i zrobiła lekki makijaż. Bluzę wrzuciła do kosza na pranie tak jak resztę ciuchów.Wychodząc z łazienki ostatni raz spojrzała w lustro.
“ No teraz już chyba nie straszę ”
Wychodząc z pokoju chwyciła jak zawsze przygotowaną do wyjścia torbę. Wiedziała, że dzisiaj sobota, więc zaraz znajdzie się w parku. Schodząc po schodach poczuła jak bardzo chce jej się pić. Przyśpieszyła i prawie, że zeskoczyła z ostatnich 5 schodków. Z prędkością światła wbiegła do kuchni i chwyciła za butelkę wody stojącą w lodówce.  Było dla niej oczywiste, że ból głowy nie ustąpi , a jeśli do tego dopuści to nie za dużo sobie przypomni. Znalazła leki przeciwbólowe i połknęła jedną tabletkę. W tej chwili do kuchni wbiegł Szymon. Mały ominą wielki blat i wtulił się w nią z taką siłą, że Sandra prawie straciła równowagę.

- SANDRA! – krzyczał chłopiec – WSTAŁAŚ!

Dziewczyna skrzywiła się nie znacznie z bólu, ale zaraz uśmiechnęła się promiennie i pocałowała go w czoło.
- Hej młody ! To co idziemy do parku ? – uniosła jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedz. Pomimo, że i tak świetnie ją znała.
- Tiak!
Usłyszała delikatny dziewczęcy głosik, którego właścicielką była Julia. Odwróciła się w jej stronę i już po chwili miała mała na rękach.
- To co gotowi?! – zawołała z radością ignorując potworny ból głowy. Następnie postawiła małą na ziemi. Nie doczekała się odpowiedzi bo maluszki już biegły do przedpokoju zabierając po drodze wszystkie potrzebne rzeczy. Julia chwyciła dużą lalkę, wiaderko i łopatkę, a Szymon piłkę do nogi.
Sandra stała już na zewnątrz z nadzieją, że świeże powietrze dobrze jej zrobi, ale niestety nie odczuwała różnicy.
- Sandra ? – usłyszała znajomy męski głos.
- Hmmm?
-  Jak się wczoraj bawiłaś ? – zapytał uśmiechnięty Mateusz.
- Chyba dobrze – starała się udawać zadowoloną.
- A pamiętasz jak weszłaś do domu ? – na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
-Normalnie. – chciała wypaść naturalnie, ale w jej głosie było słychać zwątpienie.
- Taaaa no jasne. Jak na ciebie to może i normalnie. – Uśmiechną się szeroko i odszedł.

Dziewczyna stała przez chwilę zastanawiając się o czym mówił, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć jak weszła do środka.




~Chłopcy~



Chłopak obudził się na kanapie w ich obszernym salonie. Z racji tego, że był on urządzony bardzo nowocześnie i miał wiele dużych okien wychodzących na taras był pełen światła. Przez kilka sekund leżał starając się przyzwyczaić oczy do otaczających go jaskrawych kolorów i uspokoić pragnienie. Gdy widział już wszystko tak jak powinien. Szybko wstał z kanapy i ruszył w stronę kuchni. Pech chciał, że musiał ominąć duży wazon z kwiatami, tak bardzo kochany przez Harrego. Już prawie go ominą szerokim łukiem gdy potkną się o własne nogi i z hukiem wylądował na panelach rozbijając przy tym wazon.  Po całym domu rozniósł się odgłos rozbijanego szkła, a zaraz po nim usłyszał jęki chłopców.

H: Co jest?!
Lu: Głośniej się nie da?!
N: Dobra wstaje ! Czego się dżecie?!
Zayn obrócił się na plecy i z pomocą rąk próbował wstać. O dziwo tak prosta czynność nie wychodziła mu w takim stanie najlepiej. Po kilku próbach zrezygnował i postanowił doczołgać się do pobliskiej ściany. Już chciał się ruszyć gdy nagle jego oczom ukazali się chłopcy. Spojrzał po nich i już wiedział, że z nimi jest jeszcze gorzej. Jeszcze raz zmierzył ich od góry do dołu, ale wyraz twarzy Hazy zmusił go do zatrzymania się na nim.
H: Zayn ! Kurwa! Mój wazon!
Lu: Ciiiiii... Błagam.
Z: Kupisz drugi...
H: No chyba ty !
N: Ja ci kupie tylko idź i zrób mi coś do jedzenia.
Harry spojrzał jeszcze raz na Zayna z udawaną nienawiścią bo pomimo, że naprawdę lubił ten wazon jakoś mu na nim nie zależało. Z reguły nie przywiązywał uwagi do rzeczy materialnych. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę kuchni. Nie tylko po to, aby zrobić coś do jedzenia dla tego żarłoka, ale także dlatego, że okropnie bolała go głowa, a właśnie tam znajdowały się tabletki.
Gdy Haza znikną za ścianą Louis automatycznie podszedł do Zayna i pociągną go w górę. Pomimo tego, że był najsilniejszy z nich wszystkich i każdy doskonale o tym wiedział, lubił im o tym często przypominać. Chwycił mulata za wyciągniętą rękę i z całej siły pociągną go w górę. Pierwsza próba nie powiodła się. Prawdopodobnie, dlatego że obydwoje mieli słabą koordynacje.
Lu: Niall rusz tyłek i pomóż!
N: Już, już. Tylko serio...- nachylił się nad uchem bruneta i z całej siły krzykną – CISZEJ!
Lou w ciężkim szoku zrobił krok w tył, aby odsunąć się od źródła hałasu.
*ŁUP!*
Z: Zajebiście ... – jękną prawie niesłyszalnie.
Lou leżał teraz naprzeciwko swojego przyjaciela. Cały przemoczony bo wylądował w wodzie, która wyciekła z wazonu. Z resztą to ona była przyczyną jego upadku.
N: Hahahahahahaha...
Lu: JAPA!
Z: Przymknijcie się obydwoje !
Louis obrócił się na brzuch i w ułamku kilku sekundy pociągną blondyna za nogę w skutek czego ten też teraz leżał na podłodze. W przypływie emocji Irlandczyk obrócił bruneta na plecy i usiadł na nim. Już chciał go lekko uderzyć. Jak to mówią po przyjacielsku. Gdy ten zrzucił go z siebie i to właśnie on dostał. Przez jakiś czas turlali się po podłodze, a w tym czasie Zayn próbował się podnieść chwytając ściany.
Li: No nieźle.
Zayn już prawie stał gdy nagle usłyszał głos przyjaciela i znowu wylądował na podłodze. Niall i Louis automatycznie przestali się bić i spojrzeli w kierunku Liama. Przez chwile każdy z nich gapił się na wyszczerzonego Liama, który nawet nie raczył im pomóc.
Z: Może łaskawie się ruszysz?!
Liam widząc cierpienie na twarzach przyjaciół zmiękł i postanowił im pomóc. Po niespełna minucie wszyscy stali na nogach. Niall od razu ruszył w stronę kuchni, z której wydobywał się słodki zapach naleśników, a cała reszta za nim.
Li: Chyba jednak jestem silniejszy – szepną na ucho Louisa i uśmiechną się triumfalnie.
Lu: No! Jimmy protested. – krzykną jak najgłośniej się dało.
Zamilkł w momencie gdy zobaczył złowrogie spojrzenia przyjaciół kierowane w jego stronę. Tylko Liam się uśmiechną powstrzymując od śmiechu. Dzięki temu poczuł ulgę.
Gdy weszli do kuchni zastali gotowe już śniadanie i  Harrego szperającego w szafce.
H: Liam, gdzie są tabletki przeciwbólowe?- spojrzał na niego z błagalną miną.
Li: Czekaj.
Chłopak znikną za drzwiami, ale już po kilku sekundach wrócił trzymając w ręku nowe opakowanie tabletek i jakąś gazetę. Podszedł bliżej stołu i podał opakowanie Harremu. Ten chwycił je, obiegł stół i rzucił się mu na szyję.
H: Dzięki, dzięki, dzięki! Kocham cię!
Lu: ZDRADA! – chłopak zerwał się z krzesełka na którym siedział i wytkną ich palcami.
H: Kiedyś musiałeś się dowiedzieć... No wiesz nie wiedziałem jak ci to powiedzieć...- mówił z grobowym wyrazem twarzy
Lou schował twarz w dłonie i udawał załamanego.
Lu: Nie to nie prawda ... To nie może być prawda! Jak mogłeś ?! – zaczął machać rękoma na wszystkie strony świata i udawać rozpacz.
Liam i Niall wybuchli śmiechem obserwując jak ich przyjaciele robią z siebie idiotów. Tylko Zayn był jakiś nieobecny.
W pewnym momencie Liam stanął  naprzeciwko Zayna i rzucił mu na stół dzisiejszą gazetę, z nim na okładce, tak  że wylądowała przed jego nosem.
Li: Co to jest?!
Zayn spojrzał zdezorientowany na Liama, a następnie na okładkę. Złapał ją w dłonie i przeczytał nagłówek. Nie mógł uwierzyć w to co widział.
 “ Wszystko skończone... Paul mnie zabije. “ – myślał.
Harry i Louis przerwali wygłupy i stanęli jak wryci gdy zobaczyli wyraz twarzy przyjaciela. Nawet Niall się ogarną i zatrzymał wzrok na mulacie. Cała czwórka chciała wiedzieć o co chodzi.

1 komentarz:

  1. aaaaaaaaa jak ja kocham twojego bloga!!!! uwielbiam go!! :*** świetny rozdział :P

    OdpowiedzUsuń