wtorek, 22 stycznia 2013

XIV Spokojna przystań?! -No może nie do końca...


Nagle usłyszała przeraźliwy huk. Jej serce wybijało co raz to niespokojniejszy rytm. Pod wpływem impulsu ruszyła w stronę, z której dobiegł hałas, a to co zobaczyła odebrało jej mowę.




    Poczuła czyjś oddech na szyi, a już po chwili mężczyzna wyminą ją uderzając swoim ramieniem o jej plecy. Dziewczyna zachwiała się lekko, ale postanowiła nie zwracać uwagi na humory sprzedawcy. Doskonale rozumiała jego zachowanie. Mulat dobiegł do dwójki brzdąców bawiących się towarem leżących już nie na półkach lecz na podłodze. Wykrzyczał coś w nie znanym jej języku i przeniósł na nią złowrogi wzrok. Nie trudno było się domyślić, że komplementy to to nie były. Sandra zachichotała pod nosem. Nie ukrywając... sprawa była dość poważna, ponieważ już chyba, albo nie... nawet na pewno... tak na pewno żaden z tych artykułów nie nadawał się już do sprzedaży. Brunetka chciała jak najszybciej naprawić szkody i zniknąć mężczyźnie z punktu widzenia. Pośpiesznie wyciągnęła z torby kartę kredytową.

- Spokojnie zapłacę – uśmiechnęła się do sprzedawcy, który natychmiast ruszył w stronę poprzedniego stanowiska. Sandra chwyciła dzieciaki pod rękę i ruszyła w ślad za nim. Droga był dość długa ze względu na wielkość sklepu. Dziewczyna szła przed siebie wpatrując się w oddaloną o kilka metrów postać sprzedawcy. Modliła się, by nie wybuchnąć śmiechem.  Z całych sił starała się nie patrzeć na ubrudzone w czekoladzie i innych smakołykach dzieci bo wiedziała, że straci nad sobą panowanie. Postawiła jeszcze kilka kroków gdy nagle cichy chichot małych pociech przerodził się w głośny śmiech. Sandra też zaczęła cicho chichotać, ale pomimo to starała się się uspokoić maluchy. Szła nie spuszczając z oczu sprzedawcy gdy nagle ten odwrócił się posyłając im mordercze spojrzenie. Tego było już za wiele, a całego efektu dopełniała jego mina. Sandra stanęła w miejscu i nie mogąc powstrzymać wybuchu śmiechu wpadła w układaną godzinami piramidę z jabłek. Puściła dłonie Juli i Szymona. Starała się złapać równowagę. Na marne... 
W zaledwie kilka sekund wylądowała dosłownie w dżemie . Słyszała jak śmiechy cichną i czuła na sobie wzrok wszystkich w polu rażenia. Przez chwilę leżała w bezruchu gdyż ból głowy powrócił. Poczuła jak owy ustępuje więc otworzyła delikatnie oczy. Zobaczyła nad sobą przestraszone dzieci i mężczyznę , który był bardziej przejęty owocami niż jej stanem. Dziewczyna chcą zobaczyć więcej podparła się na łokciach i zlustrowała twarz sprzedawcy, ponownie wybuchając falą śmiechu i zarażając pozostałych na terenie lokalu. 
- Dość tego ! Wynocha! – krzykną mulat zaciąganym angielskim i ruszył w stronę kasy. Dziewczyna zamilkła na chwilę, a gdy tylko znikną za regałami ponownie wybuchnęła śmiechem. Poczuła na sobie małe rączki i już wiedziała, że powinna wstać. Przy kasie znalazła się dopiero po jakimś czasie gdyż trochę zajęło jej wyczyszczenie markowych ciuchów i uspokojenie rozbawionych dzieci. Stanęła na przeciw mężczyzny z zamiarem pokrycia kosztów wyrządzonych szkód. Niestety nie w porę zorientowała się, że karta kredytowa którą trzymała w dłoniach postanowiła pobawić się w chowanego. Z nadzieją, że może jednak będzie, w którejś kieszeni zaczęła poszukiwania od spodni. Na nic... Sprawdzała właśnie kieszenie skórzanej kurtki gdy z ust sprzedawcy wydobyło się ciche, ale dość groźne warknięcie.
- Spokojnie gdzieś musi być. – Starała się go uspokoić gdy nagle poczuła na sobie czyjąś dłoń. Odwróciła się i ujrzała przed sobą...






~*~



    Już od ponad 30 minut siedzi zamknięty w pokoju. O dziwo chłopcy nie próbowali się od niego dobijać i prosić o to by  z nimi porozmawiał. Trochę mu to przeszkadzało, ale też ułatwiało sytuację. Mógł w spokoju pomyśleć o tym co wydarzyło się wczoraj, a właściwie dzisiaj w nocy . Pamiętał wszytko, ale przez gęsta mgłę. Wszystkie wspomnienia były rozmazane. Oprócz tego jednego... JEJ. Tej ślicznej, uśmiechniętej brunetki. Sam nie wiedział co mu się tak w niej podoba, ale gdy tylko o niej myślał czuł motylki w brzuchu, a uśmiech sam pojawiał się na twarzy. Być może przyciąga go do niej to  w jaki sposób go traktowała. Jak zwykłego chłopaka. Dobrego kumpla, którego zna od wieków. A nie jak słynnego Zayna Malika. Członka znanego zespołu One Direction, który nie ma do zaoferowania nic oprócz ładnej buźki i melodyjnego głosu. Denerwowało go to jak był postrzegany przez innych. Każdy myślał, że jest ideałem, a tak naprawdę miał wiele wad. Każdy kto tylko poznał go trochę lepiej po prostu uciekał. Ludzie byli przy nim tylko dla sławy i lansu. Nikomu nie zależało na nim jako osobie. A ona była inna. Taka niewinna, zwykła. Ale coś w tej przeciętności go do niej przyciągało. Miał wrażenie, że go rozumiała, a może to tylko i wyłącznie wrażenie. Nie wiedział i postanowił się tego dowiedzieć. Chciał zobaczyć ją jeszcze raz. Nie tylko po to, by wyjaśnić całą sytuację i za nią przeprosić, ale także po to, by mógł jeszcze raz poczuć jej zapach, dotyk... Tak bardzo mu na tym zależało. Od momentu mało przyjemnej pobudki cały czas myślał tylko o niej. Była dla niego ukojeniem i spokojną przystanią. Tym  czego od tak dawna szukał. Położył się wygodnie na dużym łożu i zamkną oczy. Jego celem było powrócenie chociażby tylko na chwilę do jej głębokiego spojrzenia. Przez następne minuty lustrował i analizował w myślach każdy milimetr jej ciała, każdy ruch, który przy nim wykonała, każde wypowiedziane zdanie. Niestety po chwili powróciło to o czym zapomniał gdy myślał o dziewczynie... Całe zamieszanie, które wywołał swoim zachowaniem. Włączył telewizor i ustawił na kanale informacyjnym.Ściszył tak jak to tylko możliwe gdyż migrena dawała o sobie znać. Tak jak się spodziewał mówili tylko i wyłącznie o nim. Przeskakiwał nerwowo po kanałach. Bez skutku. Wyłączył TV i cisną pilotem w ścianę. Usłyszał huk i z powrotem osuną się leniwie na łóżko. Nie przejmował się tym czy jest on w całości czy tylko w drobniutkich kawałkach. Przeją się jedynie ukuciem w skroniach. No tak... Kac morderca nie ma serca. Znów przymkną powieki.A myśli ponownie zaczęły napływać. Tym razem nie były przyjemne. Bał się! Bał się o to co pomyślały sobie fanki, o to, że będzie miał problemy z Paulem, ale najbardziej bał się o dziewczynę i o to co może teraz przeżywać. Kochał directioners, ale wiedział, że potrafią zmieszać ludzi z błotem, a zwłaszcza dziewczyny, z którymi prawdopodobnie któryś z chłopców się spotykał. Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu. Podniósł się i podszedł do komody stojącej naprzeciwko. Wziął urządzenie w dłonie z zamiarem wyłączenia tego jazgotu. Odruchowo spojrzał na wyświetlacz i to co było najważniejsze w tej sytuacji, a o czym zapomniał wróciło. Serce przyśpieszyło, a oddychanie przychodziło mu teraz z trudem.  Dzwonił do niego nie kto inny jak...

3 komentarze:

  1. świetny jak zawsze z resztą zapraszam na nowy rozdział http://love-friendship-hatred.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne i już czekam na kolejną część :-)

    OdpowiedzUsuń